Jérôme Flury i Théo Boucart dla Le Taurillon: Przełomowe zwycięstwo na europejskim froncie dla prezydenta Macrona?
Ogłoszenie przez Komisję Europejską 750 miliardowego planu („Nowe Pokolenie UE”) będącego bodźcem dla Europejskiej gospodarki w następstwie pandemii COVID-19, jest historycznym krokiem w kierunku bardziej wydajnej Unii – szczególnie, kiedy porównujemy ułomność w odpowiedzi bloku do kryzysu finansowego w 2007-08 roku. Struktura tego planu zawierająca 500 miliardów euro grantu dla najbardziej dotkniętych pandemią regionów mogłaby być głównym ulepszeniem UE pod względem solidarności.
Ta propozycja planu naprawczego wydaje się być podwójnym zwycięstwem dla prezydenta Macrona. Po pierwsze, już po wyborach w 2017 roku wnioskował o większą solidarność budżetową pomiędzy krajami członkowskimi, szczególnie poprzez odpowiedni budżet strefy Euro oraz mutualizację zadłużenia. Dotychczas Niemcy przez cały czas odmawiały dyskusji na temat pomysłu „unii transferu”, ale Francusko-Niemiecka inicjatywa ogłoszona 18 maja reprezentuje zwrot o 180 stopni w poglądach Kanclerz Niemiec. To właśnie ona oficjalnie poparła oba pomysły – tymczasową mutuzalizację zadłużenia oraz transfery budżetowe, aby wspomóc kraje Europejskie. Po drugie, propozycja Komisji Europejskiej znacznie obejmuje tę Francusko-Niemiecką inicjatywę pod dwoma względami – ilości pieniędzy oraz metody podziału. Niezbyt lubiany w swoim kraju Emmanuel Macron może teraz wskazać to opinii publicznej jako jeden ze swoich Europejskich sukcesów. Niemniej, niewiele środków masowego przekazu (nie mówiąc już o telewizji) wspomniało tą wiadomość, oprócz państwowej gazety Libération, która opublikowała swoją modelową pierwszą stronę w czwartek 28 maja.
Francja byłaby także jednym z głównych beneficjentów planu naprawczego otrzymując prawie 40 miliardów euro w grantach. Chociaż ten przydział reprezentuje tylko 1.5% francuskiego PKB, te fundusze mogłyby pomóc sfinansować transformację energetyczną oraz cyfryzację we Francji (kraj coraz bardziej pozostaje w tyle w porównaniu do innych krajów europejskich). Francja jest jednym z krajów członkowskich z największym potencjałem do produkcji energii odnawialnej, dlatego plan naprawczy mógłby przyciągnąć prywatnych inwestorów w sektorach z wysoką wartością dodaną.
Xesc Mainzer dla El Europeísta: Szalupa ratunkowa, która może niewiele zdziałać przeciwko eurosceptycyzmowi
Ogłoszenie funduszu naprawczego “Nowe Pokolenie UE” wartego 750 miliardów euro pojawiło się najpierw jako przynosząca ulgę wiadomość dla tych, którzy doświadczyli mieszaniny rozczarowania i przerażenia, po tym jak kilka miesięcy temu kraje członkowskie pokłóciły się ze sobą w sprawie emisji tak zwanych „korona obligacji”. Według Komisji Europejskiej, Hiszpania mogła by otrzymać nawet 140 miliardów euro z funduszu, będąc drugim takim krajem po Włoszech. Przekazanie tak znacznej ilości wsparcia finansowego (równoważnego 11.6% hiszpańskiego PKB z roku 2018) będzie istotne we wsparciu hiszpańskiej gospodarki opartej na usługach, która została ciężko dotknięta przez tę pandemię. Jednakże perspektywa narzuconych warunków może dostarczyć kolejne już uderzenie w reputację UE w Hiszpanii.
Stało się to właśnie na kilka dni po porozumieniu osiągniętym w hiszpańskim parlamencie, aby uchylić bardzo niechlubną reformę prawa pracy z 2012 roku przyjętą w kontekście surowych reform gospodarczych po kryzysie finansowym w 2010 roku. Wraz z ogłoszeniem planu naprawczego i jego ewentualnego uwarunkowania, rozpoczęły się pogłoski dotyczące możliwości pozostawienia tej reformy z 2012 roku w nietkniętej formie, aby mieć dostęp do funduszu naprawczego. Tym samym to, co mogło być wspaniałą wiadomością dla obywateli by odzyskać wiarę w instytucje europejskie, zmieniło się w kolejny przykład togo, co niektóry uważają za „brukselskie cięcia praw socjalnych”.
Uwarunkowanie wprowadzenia finansowej szalupy ratunkowej, aby ocalić gospodarki najbardziej dotknięte przez nieprzewidywalną katastrofę taką jak ta obecna, w celu wprowadzenia pewnych reform gospodarczych wydaje się co najmniej moralnie wątpliwe oraz niedbałe jeśli uwzględni się, że może to przyjść kosztem wzrostu anty-unijnych nastrojów.
Paolo Ponzano dla Eurobull: Włochy potrzebują europejskiego wsparcia, nie tylko gospodarczego
Ze względu na nałożenie się nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, okropne zarządzanie służbą zdrowia w ciągu ostatnich dekad, a nawet gorsze zarządzanie kryzysowe, Włochy znalazły się w krytycznej sytuacji, dotknięte ludzkimi i gospodarczymi stratami. W szczycie kryzysu w kraju, który od początku XXI wieku zmienia kierunek na bardziej eurosceptyczny i skrajnie prawicowy, deklaracja przewodniczącej von der Leyen tylko napędziła antagonizmy wobec UE i innych krajów członkowskich.
Jednakże to, co zostało powiedziane i zrobione od tamtego czasu przez Komisję, pomogło odbudować włoską wiarę w UE - ostatnia propozycja Komisji jest tego najlepszym przykładem. Fakt, że Włochy mają otrzymać największą część grantu stanowi jasny sygnał do obywateli i rynków finansowych, zawsze gotowych na spekulacje na stale pogłębiającym się długu publicznym. Wielu polityków przedstawi pewnie plan Komisji jako ruch Niemiec i Francji, aby przejąć kontrolę nad włoską suwerennością - jak miało to już miejsce w przeszłości, kiedy Włochy zostały zmuszone do restrukturyzacji swoich wydatków publicznych w celu zatrzymania wzrostu masywnego zadłużenia.
Po dekadach malejącej wiary w europejskie instytucje i ogólną frustrację spowodowaną kryzysem, z pewnością ta teza otrzyma wsparcie wielu ludzi. Jasną stroną zaś jest to, że odpowiednie zarządzanie funduszami na poziomie państwowym i lokalnym mogłoby stworzyć poczucie uznania za wsparcie zaoferowane przez kraje członkowskie w najgorszym dla tego kraju czasie. Byłby to powrót to oryginalnego ducha, który utworzył pierwszą Wspólnotę Europejską. Rodzi to nadrzędne pytanie, które określi zarówno przyszłość włoskiej gospodarki, jak i włoski status w europejskich instytucjach – czy zazwyczaj krótko panujący i niestabilny włoski rząd będzie w stanie odpowiednio użyć europejskich grantów?
Madelaine Pitt dla The New Federalist: Nie ma ratunku bez reprezentacji
Jest taki kraj, który nie otrzyma żadnej korzyści z funduszu naprawczego UE – Wielka Brytania. Kraj ten nadal jest związany z prawem europejskim do końca okresu przejściowego, obecnie wyznaczonego na 31 grudnia 2020 (chociaż trzeba zwrócić uwagę, że Wielka Brytania nie ma dobrych osiągnięć w dotrzymywaniu tych terminów). Jednakże 750 miliardów euro zaoferowanych przez przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursule von der Leyen mające napędzić europejskie gospodarki ma wejść w życie w 2021r. i (wtedy już nie jako kraj członkowski) Wielka Brytania nie będzie miała prawa z niego skorzystać.
Watpliwe jest to, że Wielka Brytania wniesie jakikolwiek wkład w unijny fundusz naprawczy, chyba, że okres przejściowy zostanie kilkakrotnie wydłużony z powodu nieudanych negocjacji (możemy tylko mieć takaą nadzieję). Umowa o wystąpieniu Wielkiej Brytanii ze wspólnoty mówi, że kraj ten będzie wypłacał swoje udziały i zobowiązania do końca okresu przejściowego. Następne Wieloletnie Ramy Finansowe powinny wejść w życie na początku przyszłego roku, ale według planu „Nowe Pokolenie UE”, nie jest planowany żaden znaczny przyrost budżetowy. Jako, że pakiet ten będzie spłacany przez przyszłe budżety, Wielka Brytania mogłaby jako drugi największy płatnik bloku otrzymać pokaźną kwotę rachunku.
Pomimo bycia poza strefą Euro, zdecydowanie bardziej neoliberalny punkt widzenia Wielkiej Brytanii mógłby zbliżyć ją do „oszczędnej czwórki”. Wyemitowanie wspólnego długu europejskiego byłoby nie do przyjęcia dla rządzącej partii konserwatywnej. Za każdym razem, kiedy w przeszłości pojawiało się pytanie dotyczące pokusy nadużycia, np. w czasie dyskusji nad regulacjami i nadzorem bankowym, Wielka Brytania wolała trzymać dystans. Pod tym względem to lepiej, że Komisja Europejska tym razem nie musi liczyć się ze sprzeciwem Brytyjczyków i możliwym weto w Radzie Europejskiej. Jeśli plan zostanie zatwierdzony, byłby to wielki krok do przodu dla europejskiej solidarności. Gdyby Wielka Brytania nadal była krajem członkowskim, od początku plan Komisji byłby skazany na klęskę.
Jakub Stefaniak dla Kuriera Europejskiego: Zwycięski budżet
Po wielu negocjacjach i pomysłach płynących z różnych krajów Europy, Komisja Europejska zaproponowała swój plan, który jest zarazem planem budżetowym na lata 2020 – 27. Plan ten, wraz z funduszem odbudowy wartym 750 miliardów euro, przewiduje największy budżet w historii UE.
Propozycja ta jednak jest nadal tylko propozycją, ale polski rząd zdążył już ogłosić sukces w związku z przedstawionym planem. Premier Morawiecki powiedział: „To dowód na to, że głos Polski w Europie jest uwzględniany, słyszany i doceniany.”. W swojej wypowiedzi podkreślił również wsparcie ze strony prezydenta Dudy i podziękował mu za udział w „żmudnych, nocnych rozmowach”. Czy warto już jednak mówić o sukcesie?
Przewidywane jest, że Polska ma być jednym z największych beneficjentów zaproponowanego budżetu i ma otrzymać 63,8 mld euro. Wszystko jednak jest tylko propozycją – w następnym etapie budżet ma być negocjowany w Radzie Europejskiej, w której weźmie udział ze strony Polski tylko premier. Trzeba również pamiętać, że obecnie trwa nieoficjalna kampania prezydencka, a obecna propozycja budżetowa jest zbyt dobrą okazją dla Andrzeja Dudy, aby nie zostać wykorzystaną do jej celów.
Zaproponowany budżet Unijny jest istotnie bardzo korzystny dla Polski, ale jak to zwykle bywa – diabeł tkwi w szczegółach. Rada Europejska ma przedyskutować propozycję Komisji, aby dochód z Funduszu Odnowy miał być uzależniony od przestrzegania zasad państwa prawa. Polegałoby to na tym, że Komisja Europejska mogłaby uchylić wypłatę dla danego kraju członkowskiego, jeśli uznałaby, że te zasady są w danym kraju łamane. Dodatkowo, Komisja Europejska chciałaby spłaty zaciągniętych pożyczek (250 mld z Funduszu Spójności) z dodatkowych źródeł budżetowych m.in. nakładanej za emisje „opłaty węglowej” na towary importowane spoza Unii, wobec których Polska jest przeciwna. Co ostatecznie wyniknie z negocjacji dotyczących budżetu dowiemy się podczas kolejnego szczytu UE. Jeśli jednak efekt rozmów nie będzie pozytywny dla Polski, obecna władza może zawsze obwinić o to Unię jak już to miało miejsce.
Martin Müller dla Treffpunkteuropa: Czysty pragmatyzm, czy hamiltoński moment?
W poniedziałek 18 maja, Angela Merkel zaskoczyła Niemców, a także innych Europejczyków nieoczekiwaną francusko-niemiecką odpowiedzią na szkody gospodarcze wywołane przez pandemię COVID-19.
Kanclerz Niemiec zasygnalizowała tym samym zwrot o 180 stopni w polityce swojego rządu, która dotychczas była dość ostra jeśli chodzi o kwestie budżetowe Unii. Tym razem jednak kanclerz Niemiec zapowiedziała gotowość na transfery budżetowe i spore pożyczki na czas określony. Do tej pory, tego typu prośby artykułowane często przez południowe państwa członkowskie, były natychmiast odrzucane przez niemieckich dyplomatów w Unii Europejskiej. Tak jak widać podejście to się jednak zmieniło, a propozycja Macrona i Merkel przetarła szlak narzędziu służącemu odbudowie gospodarki „Next Generation EU”, który został zaprezentowany w imieniu Komisji Europejskiej przez Ursulę von der Leyen 27 maja.
Plan, który zarówno w strukturze jak i w swojej skali przypomina francusko-niemiecką inicjatywę jest szeroko popieramy w sferze publicznej. Ten ogólnie rzecz ujmując pozytywny odbiór może być spowodowany tym, że żadna z tych propozycji nie zakłada uwspólniania długu w kontekście „koronaobligacji”, dzięki czemu unika się sytuacji, w której pojedyńcze państwa członkowskie odpowiadają za udzielanie pożyczek. Pomimo negatywnych opinii niektórych konserwatystów, którzy są przeciwni idei transferów budżetowych i mają wątpliwości odnoszące się do wykonalności ich warunkowości, odnosi się wrażenie, że panuje powszechna zgoda, co do stosowności samego funduszu. Wydaje się, że metoda alokacji oraz rozmiar bodźca odpowiadają wyzwaniom, które stoją przed Unią.
Jednakże myślenie, że zmiana w sposobie działania Merkel jest wyrazem zwykłej solidarności europejskiej jest błędem. Niemcy, które eksportują ponad połowę swoich dóbr i usług do innych części Unii Europejskiej, nie mogą pozwolić sobie na poniesienie kosztów zagrożonego już jednolitego rynku. Jeśli gospodarka UE znajdzie się w potrzasku, to samo czeka Niemcy. Stąd też w interesie rządu leży pomoc zadłużonym sąsiadom w poradzeniu sobie ze skutkami gospodarczymi pandemii. Biorąc więc pod uwagę polityczne kalkulacje i pragmatyczne decyzje o pójściu na ustępstwa widoczne u obu stron, wiele osób upatruje w funduszu odbudowy wcale nie milowy krok w stronę wielkiej europejskiej integracji, lecz zwykłe targowanie się pomiędzy leaderami UE i głowami państw członkowskich.
Suivre les commentaires : |